pracownia Grzegorza Wnęka

Małopolski Instytut Kultury w Krakowie Agnieszka Jankowska-Marzec: Czy pracownia, w której się znajdujemy, to Twoje pierwsze własne miejsce do pracy? Grzegorz (...)

Agnieszka Jankowska-Marzec: Czy pracownia, w której się znajdujemy, to Twoje pierwsze własne miejsce do pracy?

Grzegorz Wnęk: Nie. Wprawdzie zaraz po studiach pracowałem w domu, ale potem w wyniku przetargu ogłoszonego na wynajem lokali udało mi się zdobyć własną, niezależną przestrzeń do pracy, która mieściła się w oficynie, na parterze, przy ul. Helclów. Niestety było tam ciemno i wilgotno, co oczywiście nie wpływało dobrze na moje płótna. Wreszcie szczęśliwym trafem znalazłem obecną pracownię znajdującą się przy ul. Królewskiej.

Warunki do malowania masz tu całkiem dobre.

To prawda, ale jest też istotne, że z pracowni do domu i na Akademię mam niedaleko, nie tracę czasu na długie dojazdy. Tak jak zauważyłaś, plusem są warunki, jakie tu panują, tzn. pracownię rozjaśnia świetlik z góry i nawet w pochmurne dni można w niej pracować przy świetle dziennym. Są też niestety minusy – mieści się na strychu, a schody do niej prowadzące są zbyt strome, aby dało się przez nie wnieść i wynieść obrazy o dużych formatach.

To może przez okno na linach mógłbyś je opuszczać?

Niestety też nie, bo okna nie są wystarczająco duże… Znalazłem jednak wyjście z tej sytuacji: po prostu duże formaty maluję podczas wakacji, na wsi, gdzie mam drugą, większą pracownię. Latem tutaj jest często bardzo gorąco, więc cieszę się, że mam jeszcze drugą opcję.

Jak często bywasz w pracowni? Jak wygląda Twój typowy dzień?

Obecnie pracuję nad złapaniem nowego rytmu pracy. Dawniej, kiedy prowadziłem pracownię rysunku i zajęcia na uczelni miałem późnym popołudniem, to do pracowni przychodziłem zwykle rano. Obecnie, gdy „uczę” malarstwa i zajęcia mam przed południem, staram się znaleźć nowy system pracy. Generalnie uważam, że powinno się przychodzić do pracowni albo codziennie, albo w miarę często, żeby wypracować sobie właściwy rytm pracy. Lubię przychodzić do pracowni o podobnej porze i zabierać się do malowania. Zwykle podczas pracy chętnie słucham radia. Oczywiście zdarzają mi się dni, zwłaszcza gdy zaczynam pracę nad nowym obrazem, że rozkręcam się bardzo powoli – naciągam blejtram, gruntuję płótno, ale nic nie namaluję w danym dniu.

Jak długo pracujesz nad swoimi obrazami? Pracujesz powoli czy raczej szybko starasz się skończyć obraz?

Różnie, chociaż moje obrazy raczej powstają powoli, bo lubię je przemalowywać, dodawać kolejne warstwy, zmieniać. To nie wygląda tak, że są kolejne etapy, pomysł–projekt–realizacja i obraz jest gotowy, to jest bardziej złożony proces, często lubię improwizować.

No właśnie: jak wygląda u Ciebie ten proces tworzenia prac?

Często pomysły, co chcę namalować, przychodziły mi do głowy w drodze do pracowni. Wychodziłem z domu i obserwowałem świat dookoła mnie. Miałem taki cykl obrazów przedstawiających kobiety ze swoimi psami, które spotykałem na ulicach podczas spacerów ze swoimi podopiecznymi. Kiedyś korzystałem też z modela, pracowałem ze zdjęciami, a obecnie głównie maluję z wyobraźni.

A inspiracje płynące skądinąd, nie z obserwacji życia codziennego, też Ci się zdarzają?

Zdecydowanie tak. Namalowałem kiedyś cykl obrazów pod wpływem lektury poświęconej twórczości Kubricka, oglądałem też jego filmy; czasami inspiruje mnie także poezja, jeden wers albo słowa modlitwy czy psalmów.

Zauważyłam, że lubisz malować cyklami…

Tak, zwykle składa się na nie pięć, siedem obrazów – najczęściej pracuję nad kilkoma cyklami równocześnie. Przerywam, potem znów do nich wracam, już trochę posługując się innym językiem wypowiedzi. Ostatnio powróciłem do obrazów cyklu poświęconego Hiobowi, a impulsem był pobyt w Lidzbarku Warmińskim i średniowieczna rzeźba (właśnie przedstawiająca Hioba), którą tam zobaczyłem.

Chciałabym Cię zapytać o ulubioną technikę.

Najczęściej maluję olejem, chociaż niedawno podjąłem eksperymenty z temperą kazeinową, no a kiedyś malowałem także temperą jajową. Ale po latach obrazy wyglądają, jakby trochę „zżółkły”, nie najlepiej. Najbardziej zadowolony jestem z efektów, jakie można uzyskać, posługując się techniką olejną. Pociąga mnie, że można kilka dni pracować nad jedną plamą malarską, która nie wyschnie, można ją zmieniać, a nawet usunąć i nie ma z tym problemu.

Czy nadal, mimo że jesteś dojrzałym artystą, istnieją twórcy, do których malarstwa wciąż wracasz jako do ważnego źródła inspiracji?

Nie ukrywam, że zawsze ceniłem dawnych mistrzów, jak choćby Velázqueza, wciąż mam dużo sympatii do Gauguina, nawet wybieram się w styczniu na jego wystawę w Wiedniu. Nie znaczy to jednak, że cały ich dorobek mnie przekonuje. Ważnym odkryciem była dla mnie także sztuka Aborygenów czy średniowieczne malarstwo książkowe. Współczesne malarstwo też mnie czasami zachwyca.

Co wpłynęło na Twoją decyzję, aby zostać malarzem?

Już jako dziecko lubiłem rysować, trochę dziwne, na wpół abstrakcyjne rysunki mojej okolicy widzianej jakby z lotu ptaka. Miałem też kłopoty z wymową, chodziłem do logopedy, więc chyba wolałem się wypowiadać właśnie przez obraz a nie przez słowo. No a potem przeszedłem kolejne etapy edukacji plastycznej. W liceum fascynowałem się rzeźbą przez pewien czas, nawet zastanawiałem się, czy jej nie studiować, ale ostatecznie zdecydowałem się na malarstwo.

Co najbardziej pociąga Cię w tym medium?

Chyba fakt, że dzięki niemu mogę opisywać świat, swoje emocje; także fascynuje mnie, że malarstwo nakłada na artystę pewne ograniczenia, stanowiąc wyzwanie: jak na płaskiej powierzchni pokazać trójwymiarowy świat. No i też, że jest medium nierozgrywającym się werbalnie.

Gdybyś miał dokończyć zdanie: dobry obraz to…

Dobry obraz to taki obraz, który będzie dla mnie przejmujący, o którym nigdy nie zapomnę.

Skip to content