pracownia Dawida Czycza
Anna Stankiewicz Małopolski Instytut Kultury w Krakowie Z Dawidem Czyczem rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec A.J.M.:Czy to Twoja pierwsza pracownia, w której masz (...)Z Dawidem Czyczem rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec
A.J.M.:Czy to Twoja pierwsza pracownia, w której masz okazję pracować samodzielnie?
D.Cz.: Tak, i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Wcześniej pracowałem w mieszkaniu współdzielonym z moją partnerką życiową Moniką Chlebek, która też jest malarką. Na pracownię przeznaczyliśmy pokój o powierzchni 11 m2 podzielony na dwie części taśmą, więc możesz sobie wyobrazić, że nie była to szczególnie komfortowa sytuacja.
A.J.M.:Twoja pracownia mieści się na osiedlu Azory, w dawnym pawilonie handlowym, prawdopodobnie z lat 70. Czy to miejsce zostało oddane artystom do pracy?
D.Cz.: Aż tak dobrze nie jest, znalazłem lokal na aukcjach ZBK (Zarząd Budynków Komunalnych), więc jest miejski, a z pawilonu korzystają artyści (niekoniecznie wizualni), chociaż równocześnie pełni on funkcje handlowe. Piętro niżej małżeństwo muzyków udziela lekcji grania, sąsiaduje z nimi magazyn firmy Good Lood, a obok mojej pracowni całe piętro zajmuje „ciucholand”.
A.J.M.: Jak ci się pracuje w takim otoczeniu?
D.Cz.: Fantastycznie! Jedynym minusem są niewielkie rozmiary pracowni, natomiast ogromną zaletą są wielkie okna, przez które wpada dużo światła, choć z drugiej strony latem jej duże nasłonecznieniebywa męczące, bo wtedy temperatura przekracza tu 36 stopni Celsjusza. Zimą natomiast jest przytulnie i ciepło, okna są szczelne, bo wraz z całą elewacją zostały ostatnio wymienione. Niezręcznie byłoby narzekać.
A.J.M.:Jakich zatem warunków do pracy potrzebujesz?
D.Cz.: Potrzebuję spokoju, świadomości, że mogę odizolować się całkowicie od otoczenia, i możliwości głośnego słuchania muzyki. Ważne, żebym nie musiał martwić się, że hałas przeszkadza sąsiadom.
A.J.M.:Dzień w pracowni rozpoczynasz od…
D.Cz.: Wypicia kawy, właściwie przez cały czas, kiedy pracuję, wypijam hektolitry kawy, no i jak wspomniałem, od razu po przyjściu włączam muzykę (to znaczy radio lub mój sprzęt do jej odtwarzania). Jeśli nie jestem w stanie „wkręcić” się w słuchaną muzykę, to wiem, że nie namaluję dobrego obrazu, tzn. mam świadomość, że nie jestem w nastroju do malowania.
A.J.M.: Nie mogę nie zapytać o muzykę, jakiej słuchasz.
D.Cz.: Mam bardzo szeroki wachlarz zainteresowań muzycznych, od elektroniki przez punk rocka aż do jazzu. Kiedy pracuję, potrzebuję jednak głównie dynamicznej muzyki, mocnego uderzenia, elektryzujących dźwięków, które będą mnie stymulować podczas malowania. Fascynuje mnie też muzyka afrykańska i gra na bębnach, jeden – ten największy – zrobiłem samodzielnie. Czasami odwiedzają mnie kumple i urządzamy sobie wspólne sesje muzyczne, grając na bębnach. Muzyka nie tylko motywuje mnie do pracy, ale także pozwala się odprężyć, zająć umysł czymś innym niż tworzenie kolejnego obrazu. Kiedyś nawet grałem w punkrockowej kapeli, ale nigdy tej aktywności nie traktowałem profesjonalnie, raczej hobbystycznie.
A.J.M.:Czyli nie jesteś samotnikiem zamkniętym w swoim studio?
D.Cz.: No nie, ale odwiedza mnie tylko niewielka grupa osób – kumple, z którymi muzykujemy, i moja partnerka Monika. Pracownia to jest moje miejsce pracy, a nie imprezowania czy na przykład urządzania miniwystaw. To jest mój prywatny „kawałek podłogi”, gdzie mogę robić wszystko, nie licząc się z potrzebami drugiej osoby. Mogę bałaganić, choć zawsze jestem w stanie odnaleźć to, czego szukam, bo jak posprzątam, choćby przed Twoim przyjściem, już nie tak łatwo zorientować się, gdzie coś położyłem. Jedynym ustępstwem na rzecz bycia pedantycznym jest rytuał czyszczenia pędzli po skończonej pracy, bo po prostu nie chcę, żeby farba mi na nich zasychała.
A.J.M.: Rozglądając się po Twojej pracowni, zauważyłam poza pędzlami i farbami dwa rowery, mapę na ścianie, no i oczywiście obrazy, nad którymi pracujesz.
D.Cz.: Nie lubię, jak coś mnie podczas pracy za bardzo rozprasza, na ścianach nie wieszam więc ani swoich skończonych prac, ani obrazków przyjaciół (mam je za to w domu). Obecność rowerów w pracowni jest dla mnie koniecznością, tu je przechowuję, bo to jest mój główny środek lokomocji. W sumie mam ich kilka, jedne do jazdy po mieście, inne do jazdy crossowej, bo bardzo lubię szaleć na rowerze po lesie.
A.J.M.:Na swojej stronie internetowej przedstawiasz się w następujący sposób: maluję i robię rzeczy z plasteliny… Uważasz się przede wszystkim za malarza?
D.Cz.: Zdecydowanie tak. Wierzę, że malarstwo daje nieograniczone możliwości, ten świat, który tworzę na płótnie, ogranicza tylko jego brzeg. Zdarza mi się także realizować formy przestrzenne, jak choćby instalację Black Noiseprezentowanej między innymi na wystawie Natura w sztuce w MOCAK-u. Wykonuję instalacje jednak tylko wtedy, gdy mam wcześniej szczegółowo opracowany pomysł, podczas gdy w malarstwie działam zdecydowanie bardziej spontanicznie.
Rok temu stworzyłem serię obrazów/płaskorzeźb z plasteliny. Byłem wtedy w Norwegii przez trzy miesiące w okresie wakacyjnym. Nie zabrałem ze sobą farb, ponieważ nigdy mi nie wychodziło malowanie na wyjeździe. Pewnego razu w sklepie znalazłem mega kolorową plastelinę, nie mogłem się oprzeć i ją kupiłem za tysiące koron norweskich. Brakowało mi tworzenia, to było nowe medium,dlatego miałem super zabawę z „plastelinowymi wakacjami”.
A.J.M.:Odnoszę wrażenie, że w Twoim malarstwie bardzo dużo się dzieje, opowiadasz wielowątkowe historie…
D.Cz.: Moje malarstwo jest przede wszystkim o mnie, choć nie chciałbym, aby wybrzmiały tutaj wątki narcystyczne. Wiadomo, że ja po prostu czerpię ze swoich doświadczeń życiowych, odnoszę się do zdarzeń i rzeczy, które mnie otaczają, niepokoją czy irytują. Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie negatywne emocje najsilniej inspirują mnie do pracy. Najlepiej maluje mi się, kiedy jestem wściekły – oczywiście nie byłoby to zdrowe, gdybym non stop znajdował się w takim stanie emocjonalnym, ale wtedy rzeczywiście działam bardzo spontanicznie i jestem bardziej otwarty na ryzyko podczas tworzenia.
A.J.M.:Czy Twoja metoda pracy nad obrazem uległa w ostatnim czasie przemianom?
D.Cz.: Tak, i jestem z tego faktu bardzo zadowolony. Kiedyś, gdy pracowałem nad poprzednimi cyklami malarskimi, miałem jasną wizję, jaki będzie finalny wygląd obrazu. Obecnie tego nie wiem. Najczęściej zaczynam od nazywanej roboczo przez mnie „półabstrakcji”, poszukuję najlepszych rozwiązań, eksperymentuję, dodaję nowe elementy w kompozycji, a inne zamalowuję albo całkowicie zmieniam. Bywa, że praca nad jednym płótnem (zwykle równocześnie nad dwoma) zajmuje mi około sześciutygodni, a nawet dwa miesiące.
A.J.M.:Preferujesz technikę olejną?
D.Cz.: Tak, bo uwielbiam olej ze względu na jego niesamowite możliwości, to, że można farbę kłaść laserunkowo albo gęsto, impastowo, robić gradienty, no i wydaje mi się, że kolory mają najlepsze. Akryle wydają mi się zbyt plastikowe.
A.J.M.: Twoja ostatnia wystawa indywidualna w Shefter Gallery, GoldenYears: Areyouready?, została bardzo dobrze przyjęta zarówno przez publiczność, jak i krytykę. Traktujesz ją jako zamknięcie pewnego etapu twórczości czy raczej zamierzasz kontynuować zaprezentowane na niej wątki i rozwiązania formalne w obrazach?
D.Cz.: Mam poczucie, że jest to nowy rozdział w moim malarstwie i że dopiero się „rozkręcam”. Po wystawie w ubiegłym roku w MOCAK-u (gdzie, jak wspomniałem, prezentowałem monochromatyczną instalację Black Noise) stosunkowo mało malowałem, a jeśli już, to płótna utrzymane w szarej i czarnej tonacji. Stopniowo rósł we mnie głód koloru i potrzeba ekspresji, powoli od obrazu do obrazu pozwalałem sobie na coraz więcej, tak że najnowsze obrazy można chyba nazwać „psychodelicznymi”, choć powstają bez wspomagania się żadnymi używkami (poza kawą). Malarstwo daje mi ogromną satysfakcję, bo wreszcie odważyłem się na rzeczy, których dawniej bym nie zrobił, przyznałem sobie prawo do popełniania błędów – nieuchronne, gdy dużo się eksperymentuje. Pracuję cyklami, przez rok lub więcej zgłębiam pociągające mnie kwestie malarskie, a gdy czuję, że je wyczerpałem, szukam nowych możliwości. Teraz jestem bardzo ciekawy, dokąd mnie nowe poszukiwania zaprowadzą.
A.J.M.:Pozostając przy zagadnieniach wystawienniczych: z kim chciałbyś mieć wystawę?
D.Cz.: Byłoby super (jeśli mogę pofantazjować) mieć wystawę z Neo Rauchem, którego twórczość dopiero ostatnio doceniłem, no i ostatnio odkryłem też malarstwo Treya Abdelli.
Na wiosnę będę brał udział w wystawie zbiorowej w Kamienicy Hipolitów w Krakowie, ale ze względu na pandemię trudno jest teraz cokolwiek planować…
D.Cz.:Ja również.
A.J.M.: Dziękuję za rozmowę.