pracownia Moniki Chlebek

Małopolski Instytut Kultury w Krakowie Z Moniką Chlebek rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec A.J.M.: Przez kilka lat dzieliłaś pracownię (...)

Z Moniką Chlebek rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec

A.J.M.: Przez kilka lat dzieliłaś pracownię ze swoim ówczesnym partnerem życiowym Dawidem Czyczem, obecnie pracujesz już we własnym atelier. Jak zmieniła się Twoja sytuacja, gdy wreszcie udało Ci się „wygospodarować” przestrzeń do działań twórczych?

M.Ch.: Własną przestrzeń mam od 2016 roku, wcześniej dzieliliśmy z Dawidem niewielki pokój. Przecięliśmy go na pół i wszystko się zgadzało. Każdy miał swój trójkąt do dyspozycji. Natomiast obecną pracownię zajmuję od 2019 roku. Pracownia mieści się w starej kamienicy, między blokami z lat 80. i 90., na Krowodrzy. Wynajmuję ją od miasta w ramach programu „Pracownie twórcze”. To była duża zmiana, ponieważ z mieszkania przeniosłam się na „zewnątrz”. Odpowiada mi chodzenie do pracy i nie wyobrażam sobie teraz wrócić z malowaniem do miejsca, w którym jednocześnie śpię, gotuję, robię pranie i całe mnóstwo rozpraszających czynności. No i zapach terpentyny zmieszany z zapachem obiadu nie jest moją wymarzoną kombinacją. Lubię przyjeżdżać do pracowni na rowerze albo spacerem z Kolą, moją suczką, a później z niej wychodzić, wiedząc, że czas pracy się skończył. To pozwala mi zachować higienę. Jeśli miałabym coś zmienić, byłby to metraż, ilość światła dziennego i obecność innych artystów w sąsiedztwie.

A.J.M.: Jak często bywasz w pracowni? Malujesz codziennie?

M.Ch.: Staram się malować od poniedziałku do piątku. Pracę zazwyczaj zaczynam koło 13, niezależnie od tego czy przyjdę o 10 czy o 12:40. Przebieram się w ubranie robocze, włączam muzykę, robię kawę, ogarniam trochę pracownię i zasiadam do malowania. Jeśli jest ze mną Kola, to koło 17 robię przerwę na spacer. Czasami zostaję w pracowni do późna – jak jestem na fali, zdarza się, że do 22. Ale zazwyczaj czas poświęcony na samo malowanie to 5 godzin. Oprócz malowania, szkicowania – generalnie pracy twórczej – zajmuję się technicznymi sprawami, jak przygotowywanie podobrazi, co bardzo lubię, ale też odpisywanie na maile. Kończę pracę, myjąc pędzle.

A.J.M.: Jak Ci się pracuje w tak niewielkiej przestrzeni?

M.Ch.: Daję radę, ale miejsca jest coraz mniej, a chęci na większe formaty znacznie więcej. W końcu będę musiała pomyśleć o zmianie na większą. I wtedy chciałabym znaleźć jakąś przestrzeń, którą będę mogła współdzielić z innymi artystami.

A.J.M.: Nie będą Cię rozpraszać, przeszkadzać w pracy?

M.Ch.: Nie, bo potrzebuję towarzystwa innych artystów, choćby po to, aby podczas przerwy w pracy porozmawiać, napić się kawy, obejrzeć, co robią inni, i wzajemnie się motywować do dalszych działań. Brakuje mi po prostu wymiany, pozytywnego „przepływu” artystycznej energii!

A.J.M.: Czym lubisz się otaczać w pracowni? Zauważyłam, że na ścianach obok obrazów wieszasz wycięte z gazety żarty rysunkowe, sentencje, a nawet malowany na porcelanie obrazek w formie tonda przedstawiający scenę jak gdyby przeniesioną z obrazów C.D. Friedricha. Jesteś z zamiłowania kolekcjonerką?

M.Ch.: Na ścianach wisi kilka moich obrazów, reszta odwrócona jest licem do ściany. Nie lubię się rozpraszać widokiem obrazów i rzeczy. Jedna z kartek wiszących na ścianie mówi słowami Larsa Saabye Christensena, że na świecie jest za dużo widoków. Mam dwie potrzeby, które są ze sobą sprzeczne. Z jednej strony czystość, przejrzystość, z drugiej chęć otaczania się ciekawymi i ważnymi dla mnie przedmiotami, obrazami. Jeśli będę miała większą pracownię, na pewno zrobię ścianę ze zdjęciami ulubionych obrazów, żartów i cytatów. W tej chwili ograniczam swoją tendencję do zbierania przedmiotów. W tak małej przestrzeni czułabym się osaczona ich dużą ilością.

A.J.M.: W pracowni towarzyszy Ci suczka Kola, jak układa się Wasza „współpraca” 😊?

M.Ch.: Kola jest bezpośrednią inspiracją moich ostatnich obrazów, więc spokojnie mogę powiedzieć, że nasza współpraca układa się wyśmienicie. Tym bardziej że ona przez cały czas śpi i tylko czasem robię sobie pauzę na przytulanie albo trzymanie jej kości. Jej obecność mnie odpręża i zmusza do zrobienia przerwy na spacer w ciągu dnia.

A.J.M.: Trudno nie zapytać: czy fakt, że masz psa, wpłynął na tematykę Twoich prac?

M.Ch.: No właśnie. Kola została zaadoptowana w 2019 roku. W okresie pandemii cały czas spędzała ze mną w pracowni, a ja po chwilowej przerwie szukałam motywów do malowania. Ujęło mnie jej spojrzenie. Była żywą modelką. Od jednego portretu skończyło się na kilkunastu psich obrazach. Niedawno skończyła się moja wystawa w Miejscu Projektów Zachęty. Oprócz obrazów o psiej tematyce namalowałam mural 5 metrów na 3 metry, przedstawiał dłoń zatopioną w sierści. Tematem wystawy była relacja człowieka z psem, zwierzęciem, przyrodą. Malowanie psów było konsekwencją ich obecności w moim życiu. Pierwszy portret psa powstał w czasie nauki w liceum plastycznym.

A.J.M.: Bohaterami Twoich obrazów obok zwierząt są także postacie ludzkie, choć może precyzyjniej byłoby powiedzieć, że ciało i jego „części”. Co wydaje Ci się najbardziej pociągające w takiej tematyce?

M.Ch.: Ciało, gesty, mimika interesują mnie tematycznie, ale też pod względem malarskim. Ciało to podstawowe narzędzie komunikacji. Jak pokazać delikatność, przezroczystość, zmysłowość ludzkiego ciała, jak przy jego pomocy namalować emocje – te wątki powracają w mojej twórczości. Wybieram fragmenty, kadruję, robię zbliżenia, które stają się niemal formą abstrakcyjną. Obraz Wielka dupa był jednym z pierwszych cielesnych na dużym formacie, później pojawiły się Zaciśnięte zęby, Plecy czy Dłonie. Obraz wielkiej dupy jest też komentarzem do zastanej rzeczywistości. Obrazy zestawiam ze sobą i w ten sposób robię miejsce na nowe konteksty, żarty, znaczenia.

A.J.M.: W notach biograficznych przedstawiana jesteś jako malarka, rysowniczka i autorka kolaży. Wydaje mi się, że obecnie na plan pierwszy w Twojej twórczości wysunęło się jednak malarstwo, zmieniły się też – na zdecydowanie większe – formaty Twoich prac. Czy możesz to skomentować?

M.Ch.: Zawsze najważniejsze było malarstwo. Kolaże pojawiły się w pewnym momencie jako chwilowa „zajawka”, w małej przestrzeni mieszkania nie potrzebowały dużo miejsca. Poza tym interesowały mnie znów fragmenty, abstrahowanie figuratywnych motywów, zestawianie ich ze sobą. Rysowniczką nigdy nie byłam. Owszem rysuję, szkicuję, ale to są techniki połączone z moją praktyką malarską. Próbuję różnych motywów w różnych formatach. Nawet jeśli wątek jest podobny lub identyczny, zmiana wielkości powoduje zmianę w jego odbiorze. A odkąd mam większą przestrzeń, nie ograniczam się do małych formatów. Nie mam reguły. Czasami zaczynam od małych formatów i jeśli intryguje mnie, jak motyw będzie wyglądał w dużym, to sprawdzam, często maluję duży format i niekoniecznie przechodzę na mniejszy. Najczęściej obraz poprzedzony jest małym szkicem kolorystycznym i kompozycyjnym. Szczególnie w przypadku dużych formatów, które sprawiają mi frajdę. Są wyzwaniem i wysiłkiem fizycznym jednocześnie. Lubię, jak pomysły pączkują i odpalam jeden obraz od drugiego. Przyjemność sprawia mi zmysłowa strona malarstwa, mieszanie farby, poszukiwanie koloru, zapach oleju. Najtrudniejszym momentem jest rozpoczynanie malowania po dłuższej przerwie, urlopowej na przykład. Brak pomysłów i poczucie nieumiejętności malowania potrafi być frustrujące.

A.J.M.: Kolejne pytanie zabrzmi może trochę jak z kwestionariusza zamieszczanego w lifestyle’owych magazynach: czy możesz zdradzić swój „przepis” na udany obraz?

M.Ch.: Powiedziałabym sobie, że trzeba dużo malować i nie bać się błędów.

A.J.M.: Gdzie poszukujesz inspiracji?

M.Ch.: Właściwie wszędzie. Inspiruje mnie obraz, muzyka, słowa, kolor. Często są to powidoki wyjęte z kontekstu.

A.J.M.: Gdybyś mogła zaprosić jednego artystę lub artystkę do wspólnej wystawy, to na kogo padłby Twój wybór?

M.Ch.: To bardzo trudne pytanie. Jest wiele artystek i artystów, którzy mnie inspirują i których podziwiam. Myślę, że zaprosiłabym Olafura Eliassona. Imponuje mi jego umiejętność budowania zmysłowego doświadczenia przy pomocy światła, koloru, materii, przestrzeni i wciągania w nią widza.

A.J.M.: Na koniec rozmowy prawie zawsze pytam o plany na przyszłość. Gdzie w najbliższym czasie będziemy mogli oglądać Twoje prace?

M.Ch.: 15 czerwca otwiera się wystawa Psizm kuratorowana przez Bartosza Zaskórskiego i Bolesława Chromrego w galerii Leto w Warszawie. Kolejna wystawa moich prac będzie miała miejsce w galerii Pilipczuk w Kopenhadze, a pod koniec roku biorę udział w wystawie duo w galerii Stephanie Kelly w Dreźnie.

A.J.M.: Dziękuję za rozmowę.

Skip to content