pracownia Pawła Szeibla

Małopolski Instytut Kultury w Krakowie Z Pawłem Szeiblem rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec A.J.M.: Pracujesz w dwóch pracowniach: „pierwsza” (...)

Z Pawłem Szeiblem rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec

A.J.M.: Pracujesz w dwóch pracowniach: „pierwsza” z nich to pawilon ogrodowy.

P.Sz.: Po studiach poszukiwałem właściwego miejsca dla siebie. Moja pierwsza pracownia znajdowała się w nieczynnym budynku lokalnego dworca kolejowego. To było niezwykłe miejsce o industrialnym charakterze, za oknami przejeżdżały pociągi, a po drugiej stronie znajdował się miejski park. Wysiłki związane z utrzymaniem tego miejsca przewyższały jednak możliwości pracy artystycznej. Z tego powodu narodził się pomysł, aby zbudować w ogrodzie rodziców niedużą pracownię. Jej wymiary wynikały z panujących w tym czasie przepisów budowlanych – budowaliśmy tak, żeby procedury nie były zbyt skomplikowane. Forma nawiązuje do kształtu okolicznych budynków – przeważają tu kostki z lat 80. Budowaliśmy pracownię razem z tatą, w duchu zero waste, korzystając z możliwie największej ilości materiałów z drugiej ręki. Została dostosowana do potrzeb technologicznych – na początku była miejscem, gdzie powstawały obrazy olejne, innym razem gliniane formy, okresowo pełni też funkcję stolarni. Służy też do przechowywania instalacji i obiektów. Na początku jej istnienia pracowałem nad cyklem prac związanym z moimi działaniami w ogrodzie, dlatego pracownia była też punktem obserwacyjnym tego, co dzieje się na zewnątrz. Ten związek z przyrodą jest dla mnie bardzo ważny. Pracując tutaj, odkryłem, że praca na poziomie bliskim ziemi jest w niewytłumaczalny sposób potrzebna mi do procesu twórczego. Zarówno widok z okien, jak i możliwość szybkiego dostępu do szczególnego ekosystemu ogrodu, stąpanie po ziemi dają niekończące się możliwości działania. Ta pracownia składa się w sezonie ciepłym z pawilonu i ogrodu, gdzie także mam wolność działania.

A.J.M.: W ogrodzie znajduje się także szklarnia, którą zrealizowałeś jako jeden ze swoich projektów artystycznych (Ogród zimowy z 2015 roku)…

P.Sz.: Instalacja Ogród zimowy pokazywana była w przestrzeni publicznej w 2015 roku. Prezentowałem ją w grudniu, więc szczególnie ważne było wtedy światło, pełniła funkcję swoistego lampionu rozświetlającego ciemne dni. Rozchwianą formę o prostej konstrukcji wypełniają przejrzyste kwatery, w których zostały utrwalone wizerunki roślin. Przypominają one odciski na skałach, które z łatwością można znaleźć na okolicznych hałdach. Jakiś czas temu szklarnia wróciła do mojej pracowni i została umieszczona w ogrodzie. Szybko przekształciła się w obiekt zagospodarowany praktycznie – co roku rosną w niej ogórki, a późnym latem fasolka. Praktyka ogrodnicza patynuje ją w szczególny sposób – metalowa konstrukcja ulega korozji, glony zasiedlają zakamarki wgłębień wynikających z metody tworzenia wizerunków roślin na ścianach szklarni. Można byłoby ten proces postrzegać w kategoriach strat, jednak ja odbieram go w pełni jako zysk: przyroda przekształca moją pracę.
Od zawsze inspirują mnie formy, których zadaniem jest zabezpieczanie i ochrona roślin. Szczególnie ważne jest dla mnie historia Wardian case, przeszklonego pojemnika, dzięki któremu rośliny mogły podróżować, zmieniając strefy klimatyczne i miejsca siedlisk. Interesuje mnie rola człowieka w tych procesach.

A.J.M.: Tworzysz jednak nie tylko w pawilonie ogrodowym – masz także drugą, domową pracownię. Zwłaszcza zimą to chyba lepsze miejsce do działań artystycznych…

P.Sz.: Tak, to prawda, zimą pracuję w domu. Jest to idealna przestrzeń do wykonywania precyzyjnych, wymagających skupienia prac. Miejsce pracy ma dla mnie duże znaczenie, dobieram je w zależności od potrzeb, tak aby czuć się komfortowo. Dyskomfort w tej kwestii paraliżuje mnie twórczo. W zależności od potrzeb pracuję w różnych przestrzeniach domu. Uwielbiam wyplatać ze słomy przy kominku. Mała pracownia na poddaszu służy mi do intymnej pracy, czytania, szkicowania i pisania. Dużą częścią działań jest praca koncepcyjna, preferuję ten etap przeprowadzać w warunkach domowych.

A.J.M.: Jak wygląda Twój typowy dzień pracy?

P.Sz.: Nie mam swoich rytuałów. Inne obowiązki nie pozwalają mi zaplanować regularnych pobytów w pracowni, ale kiedy już się tam pojawiam, poświęcam się pracy w stu procentach i odcinam od wszystkich innych spraw. Z drugiej strony moje spędzanie czasu wolnego przeplata się z działalnością artystyczną i czasami trudno rozdzielić je od tak zwanego zwykłego życia. Jedyne, co dostrzegam jako powtarzającą się regułę, to spontaniczne i nagłe przerywanie pracy, zrywanie aktywności. Dlatego też każdy powrót poprzedzony jest czynnością porządkowania spraw niekończonych poprzednio.

A.J.M.: Deklarujesz, że w swojej sztuce „sięgasz do obszarów zarezerwowanych dla botaników i ogrodników”. Jak narodziła się Twoja przyrodnicza pasja?

P.Sz.: Pracowałem z tatą w ogrodzie warzywnym od dziecka, tradycje ogrodnicze w mojej rodzinie zostały przekazane naturalnie. Obserwowanie wzrostu i rozwoju roślin jest dla mnie interesujące. Ten zrównoważony proces pozyskiwania warzyw z przydomowego ogródka jest naturalną formułą funkcjonowania. Obecnie moja filozofia prowadzenia ogrodu ewoluuje i odchodzi od standardów uprawy powszechnych wśród naszych rodziców. Preferuję przebiegające w naturalny sposób procesy biodynamiczne, nie bez wpływu na mnie są praktyki permakulturowe. Więcej obserwuję, a mniej ingeruję. Staram się nie przekopywać gleby, aby nie naruszać tego delikatnego i cennego ekosystemu. Gromadzę wodę, zabezpieczam rośliny przed wiatrem i mrozem. Mam szczególne umiłowanie do chochołów. Odzwierciedlają je moje prace z cyklu Przedzimie. Jedną z nich wykonałem na potrzeby wystawy Antypodręcznik. Jak zbudować niewidzialne miejsce w CSW Kronika w Bytomiu, wieńczącej projekt partycypacyjny, mający miejsce w tym roku w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku. Postrzegam pracę w ogrodzie jako niezwykle trafną metaforę życia, niestałości, cykliczności, balansu między stanem równowagi a jej brakiem. Celem artysty-ogrodnika nie są jedynie plony.

A.J.M.: Ważnym doświadczeniem były dla Ciebie studia w Hiszpanii. Czy możesz opowiedzieć o projektach, jakie zrealizowałeś zainspirowany pobytem w tym kraju?

P.Sz.: Mam wrażenie, że niemal wszystkie prace, w jakimś stopniu, odwołują się do doświadczeń zdobytych w Hiszpanii. Studiowałem na Universidad de Castilla-La Mancha w Cuence, jako wykładowca realizowałem stypendium na Universitat Politècnica de València, miałem okazję uczestniczyć w rezydencji w ośrodku Joya: arte + ecología / AiR. Regularnie odwiedzam ten kraj. Moja iberofilska postawa odnosi się doświadczenia przestrzeni, zmiennego krajobrazu, zróżnicowanej kultury. Bogactwo stref i zróżnicowanie gatunkowe flory, ukształtowania terenu, sąsiedztwa mórz i oceanu. Ważne jest dla mnie przyglądanie się zmianom, które są skutkiem kryzysu ekologicznego. Z perspektywy Hiszpanii są one znacznie bardziej wyraźne. Projekt Próba teorii formy i emocji jest twórczą interpretacją wybranych wątków z dorobku Eugeniusza Frankowskiego – polskiego naukowca, etnografa, iberysty oraz wieloletniego dyrektora Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie, a w szczególności z jego badań realizowanych na terenie Półwyspu Iberyjskiego. Zaczerpnąłem ten tytuł ze zwrotu użytego przez Frankowskiego opisującego jego interpretację sztuki ludowej. Elementami tej pracy są instalacja składająca się z czterech obiektów wykonanych własnoręcznie ze słomy i zestaw rysunków. Niepełna przestrzeń archiwum Frankowskiego (wiele z jego prac zostało zniszczonych podczas II wojny światowej), stała się dla mnie laboratorium eksperymentu, domniemania i spekulacji. Inna instalacja, Mirador, to punkt obserwacyjny, miejsce, z którego łatwiej zobaczyć otaczającą nas przyrodę. Koncepcja projektu powstała w trakcie pobytu w hiszpańskim Vélez-Blanco. Niekończąca się przestrzeń zachęca tam do podróżowania, a skala mikro i makro przeplata się nieustannie. Wchodząc na szczyt, można z innej perspektywy spojrzeć na otaczającą nas przestrzeń. Ten nowy punkt widzenia zachęca do analizowania i studiowania relacji zachodzących w środowisku, do którego również należymy. Takie doświadczanie przyrody wzbudza poczucie sprawczości i możliwość osiągnięcia celów, przy jednocześnie odczuwanej świadomości bycia częścią tego złożonego ekosystemu. Doświadczenie wynikające z przebywania w nowej, otwartej, nieznanej dotąd przestrzeni przyrodniczej sprowokowało po powrocie refleksję nad lokalnym pejzażem, tym charakterystycznym dla Śląska. Tutaj symbolicznymi miradorami są hałdy – usypane składowiska skały płonnej, wydobytej na powierzchnię jako produkt uboczny pozyskiwania węgla kamiennego. Tworzą one różne formy, w okręgu rybnickim mamy do czynienia z hałdami stożkowymi, a w okolicach Katowic z wypłaszczonymi szczytami. Jałową skałę stopniowo zasiedlają rośliny pionierskie, po nich następuje coraz większa różnorodność. Z czasem bujna roślinność ukrywa ich antropogeniczne pochodzenie, co integruje je z naturalnymi elementami pejzażu. Wspólnie tworzą nowe ekosystemy. Uważny obserwator znajdzie jednak różnice pomiędzy roślinnością na takim terenie a pobliskim naturalnym lasem.

Budowanie instalacji polega na uważnym składaniu tych trzydziestu trzech poziomów. Każdy pochopny ruch może wywołać rozpad konstrukcji. Jej środek pozostaje pusty. Każde układanie tej konstrukcji wyzwala dużo emocji.

A.J.M.: Prowadzisz razem z Joanną Zdzienicką-Obałek tzw. pracownię sezonową. Czy to jest jakieś szczególne miejsce, czy może jej nazwa nie ma nic wspólnego z konkretną przestrzenią?

P.Sz.: Pracownia Sezonowa to wieloletni projekt artystyczno-badawczy prowadzony w duecie z Joanną Zdzienicką-Obałek. Interesuje nas postawa artysty, artystki wobec przyrody, nie tylko tej pierwotnej, ale także przetworzonej przez człowieka. Pracownia jest tak naprawdę kolektywem – inicjatywą niezakorzenioną w żadnym konkretnym miejscu. Jest czymś zupełnie osobnym od codziennej pracy dydaktycznej w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, gdzie oboje pracujemy. To działania wykonywane z potrzeby chwili, sezonowo, arytmicznie, zmiennie i asymetrycznie. Nasze działania to poza działalnością artystyczną prowadzenie warsztatów, organizowanie wykładów, budowanie kolekcji prac, organizowanie wystaw czy konstruowanie/kolekcjonowanie/monitorowanie działań artystycznych z pogranicza sztuki i nauki. Ze względu na interdyscyplinarność działań zapraszamy różnego rodzaju osoby eksperckie i artystyczne. Dwa lata temu wydaliśmy książkę Pracownia Sezonowa. Nic nie kiełkuje na czas!, w której podsumowaliśmy ostatnie lata naszej działalności.

A.J.M.: Jak wspomniałeś, tworzysz w różnych mediach; które z nich jest Ci najbliższe?

P.Sz.: Ostatnio szczególnie umiłowałem sobie działania ze słomą żytnią. Przeszedłem podstawowy kurs plecionkarstwa pętelkowego, ale wciąż szukam zastosowań dla tego materiału. Z Hiszpanii przywiozłem wyjątkowy gatunek traw: esparto, występujący na południu kraju, z którego wyplata się przedmioty codziennego użytku. Bardzo się cieszę na pracę z tym materiałem. Poza tym bardzo lubię pracować nad instalacjami w trochę większej skali, przy których współpracuję z tatą.

A.J.M.: Na zakończenie chciałabym Cię zapytać o plany na przyszłość.

P.Sz.: Obecnie współdziałam z Joanną Soćko, związaną z Wydziałem Humanistycznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, oraz z Joanną Zdzienicką-Obałek. Realizujemy wspólnie grant „Postindustrialny słownik roślinno-ludzki”. W projekcie szukamy odpowiedzi na problemy wynikające z osobliwości górnośląskiego krajobrazu, który jest ważnym czynnikiem wizerunkowym wpływającym na specyfikę kształtowania się lokalnych tożsamości. Ćwicząc się w sztuce uważnego patrzenia, chcemy zwrócić uwagę na nieoczywiste aktorki transformacyjnych procesów regionu – lokalne rośliny. Dzięki unikalnym warunkom wynikającym m.in. z temperatury podłoża i składu mineralnego gruntu tereny zaliczane do poprzemysłowych nieużytków (hałdy, zapadliska, pozostałości przemysłowej infrastruktury) stają się wyjątkowymi w skali kraju siedliskami flory, w tym rzadkich okazów roślin (np. znajdujących się pod ochroną storczyków: kruszczyka szerokolistnego, rdzawoczerwonego i błotnego). Do uczestnictwa w przedsięwziętych w ramach projektu badaniach opartych na sztuce zaproszeni zostaną również młodzi polscy artyści i pisarze na stałe lub chwilowo związani z regionem. Projekt jest rozpisany na dwa lata. Planujemy m.in. seminarium i cykl warsztatów, całość zwieńczy publikacja.

A.J.M.: Dziękuję za rozmowę.

Skip to content