pracownia i dom Marty Antoniak
Agnieszka Jankowska-Marzec Małopolski Instytut Kultury w Krakowie z Martą Antoniak rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec A.J.M.: Podobno często zadawane jest (...)z Martą Antoniak rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec
A.J.M.: Podobno często zadawane jest Ci pytanie o to, czy jesteś malarką, czy rzeźbiarką?
M.A.: Tak, rzeczywiście, chyba dlatego, że w swoich pracach wkraczam w trzeci wymiar. Natomiast wydaje mi się, że moją twórczość można sklasyfikować jako malarstwo, bo zawsze bazą wyjściową jest dla mnie obraz.
A.J.M.: Wydaje mi się, że istotny jest też format Twoich prac. Reliefowe powierzchnie zamknięte w „ramach” zawieszone są na ścianach jak obrazy.
M.A.: To prawda. Ja wciąż maluję, choć nie zawsze mam w ręku pędzel. W taki sam sposób jak farb mogę używać tatuaży, naklejek czy reklamówek sklepowych, to jest moje medium malarskie.
A.J.M.: O czym jest Twoja sztuka, mówiąc kolokwialnie?
M.A.: Nigdy nie podjęłam próby sprecyzowania w jednym zdaniu mojego artystycznego credo. W tym, co robię, chodzi o trawienie, takie przeżuwanie popkultury. Inspirują mnie rzeczy codziennego użytku, ale przede wszystkim takie, które mają odniesienie do mojego dzieciństwa, więc wątek autobiograficzny jest dla mnie istotny. Odwołuję się do określonego czasu – przemian ustrojowych, jakie nastąpiły w naszym kraju na przełomie lat 80. i 90., staram się na nie spojrzeć z perspektywy dziecka, którym wówczas byłam.
A.J.M.: Czyli nie świadomość historycznych wydarzeń, tylko dziecięce wspomnienia towarzyszą Ci podczas pracy?
M.A.: Świadomość zmiany ustrojowej przyjęła nieco inną formę manifestacji niż ta liniowa, historyczna. Napływ coraz większej ilości kolorowych rzeczy, gadżetów z Zachodu odbywał się wprost proporcjonalnie do mojego wieku. Im byłam starsza, tym było ich więcej. Zabawne, że narodziny kapitalizmu w Polsce kojarzą mi się z zabawkami, które można było odnaleźć w czekoladowych jajkach z niespodzianką. Przedmiotem pożądania dla dzieci były ukryte w nich plastikowe hipopotamy. Pamiętam wyprawy z mamą do sklepu i rytuał ważenia przez sprzedawczynię czekoladowych jajek, cięższe zawierały upragnione hipopotamy, lżejsze tylko puzzle do układania! Kolekcjonuję zabawki, reklamówki, karty do gry, naklejki, rzeczy, które można było odnaleźć jako dodatki do opakowań na czipsy. To właśnie one tworzą krajobraz mojego dzieciństwa.
A.J.M.: Co poza popkulturą lat 90. Cię inspiruje?
M.A.: Trudno mi wskazać konkretne źródła inspiracji. Wydaje mi się, że to suma doświadczeń, jakie czerpię z przeczytanych książek i obejrzanych filmów. Codzienność, otaczająca mnie rzeczywistość, ludzie, których spotykam i to, w jaki sposób przeszłość wpływa na teraźniejszość. Aktualnie przeżywamy wielki come back lat 90. Ta klamra czasowa również wydaje mi się znacząca.
A.J.M.: Czy masz świadomość, że Twoja sztuka to część jakiegoś nurtu? Może traktujesz ją jako manifestację swojego pokolenia?
M.A.: Zdecydowanie nie. Owszem, z moimi rówieśnikami wiąże mnie dorastanie w tym samym czasie, podobne smaki, zapachy, lektury, tylko tyle i aż tyle.
A.J.M.: To może zapytam, z jakimi artystami odczuwasz „pokrewieństwo”? Z kim chciałabyś mieć wystawę?
M.A.: W moim przypadku to tak nie działa. Inspirują mnie wprawdzie artyści, z którymi spotykam się towarzysko, dyskutujemy o swojej pracy, pomysłach, ale nie umiałabym wskazać konkretnych twórców, z którymi koniecznie chciałabym wystawiać. Cenię twórczość braci Chapman, Cindy Sherman, Roberta Kuśmirowskiego. Nie zdarzyło mi się dotąd, że będąc na wystawie i oglądając prace nieznanego mi artysty, natychmiast zapragnęłam z nim współpracować.
A.J.M.: Czy ma dla Ciebie znaczenie, że pracujesz i mieszkasz w tym samym miejscu?
M.A.: Nigdy nie miałam możliwości, żeby mieć pracownię poza domem. Teraz jest za późno, żeby się na to zdecydować, bo przyzwyczaiłam się do takiego rozwiązania. Najchętniej pracuję późnym wieczorem i nocą, kiedy nic mnie nie rozprasza. W dzień załatwiam różne sprawy, idę do sklepu czy na uczelnię, natomiast w nocy panuje cisza, nie przeszkadza mi brak słońca i praca przy sztucznym świetle.
A.J.M.: Czy masz jakieś swoje szczególne rytuały pracowniane?
M.A.: W trakcie pracy często słucham audiobooków, bez muzyki czuję się niekomfortowo.
A.J.M.: Jak przestrzeń wpływa na to, co robisz?
M.A.: Kiedy obrazy „wyjeżdżają” na wystawy, znikają ze ścian, czuję się z tym niedobrze. Ogarnia mnie lęk przed pustką. Takie sytuacje dają mi motywację do większej pracy, bo muszę jak najszybciej nadgonić nagły „brak”. Ten swoisty horror vacui, w jakim żyję, działa trochę jak telewizyjny szum: zgromadzone przeze mnie rzeczy „zlewają” się w jedną całość, jest ich tak dużo, że po prostu przestaje się je zauważać.
A.J.M.: Nad czym obecnie pracujesz?
M.A.: Szukam nowych form wypowiedzi artystycznej i eksperymentuję z nieco innym niż dotąd wykorzystaniem materiałów, z którymi pracuję. Nowe prace są bardziej kolażowe i nawiązują do moich „szkicowników”, które w zasadzie z zeszytów ewoluowały do tłustych i ciężkich ksiąg, gdzie może się znaleźć dosłownie wszystko.