pracownia Zuzanny Szary
Anna Stankiewicz Małopolski Instytut Kultury w Krakowie Z Zuzanną Szary rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec A.J.M.: Pochodzisz z Katowic, zdecydowałaś się (...)Z Zuzanną Szary rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec
A.J.M.: Pochodzisz z Katowic, zdecydowałaś się jednak na studia malarskie w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i w konsekwencji na życie i pracę po studiach w naszym mieście… Dlaczego?
Z.Sz.:Pochodzę z Katowic ale większość swojego życia spędziłam pod Warszawą, wyprowadziłam się z Katowic jak byłam bardzo mała. W Krakowie znalazłam się trochę przez przypadek. Dwa lata po liceum jeszcze nie studiowałam, i wtedy byłam w takiej świeżej fazie odkrywania i zakochiwania się w malarstwie. Kiedy zdecydowałam się ze chce właśnie studiować ten kierunek było za późno, rekrutacja na studia dzienne dobiegła końca. Wtedy naprzeciw wyszedł mi tryb niestacjonarny, dostępny właśnie w Krakowie- dzięki temu mogłam na spokojnie zacząć studiować. Później przeniosłam się na studia stacjonarne, no i w międzyczasie było jeszcze dużo zmiennych- rok dziekanki, MOST w Warszawie. Finalnie wróciłam tu, i na nowo odkryłam Kraków, musiałam go trochę „odczarować” po studenckich, często trudnych momentach. Kraków jest dla mnie idealną równowagą, mam dużą potrzebę kontaktu z naturą, a duże miasta z wielkimi przestrzeniami często mnie przytłaczają, jednak jako młoda osoba, pracująca w taki sposób mam również potrzebę życia w jakimś centrum którymi są większe miasta, kontaktu ze społecznością, nawiązywaniem nowych znajomości. Kraków nie przytłacza mnie tą „wielkością”, jest przyjazny takiej codzienności, której potrzebuję w tworzeniu, spokojny kiedy tego potrzebuję, ale też intensywny kulturowo.
A.J.M.: Kiedy na serio zainteresowałaś się sztuką? Malowałaś od dziecka czy przeciwnie, dopiero zastanawiając się nad wyborem studiów, uświadomiłaś sobie, że malarstwo to Twoja przyszłość?
Z.Sz.: Zawsze czułam potrzebę tworzenia i jako dziecko dużo malowałam, rzeźbiłam z plasteliny. Kiedy podrosłam, nie zajmowałam się niczym kreatywnym, choć tak bardzo tego potrzebowałam. Czułam jakąś blokadę, myślałam, że skoro po coś sięgam, to muszę być w tej dziedzinie wybitna. Nie umiałam znaleźć drogi ani sposobu, żeby siebie wyrazić – napięcie, które w związku z tym odczuwałam, było ogromne. Jedyną ulgą były filmy. W okresie gimnazjum, liceum połykam około trzech dziennie, takiego ambitnego kina. Potem przyszła matura i moment, żeby zdecydować, czy chcę iść na studia i jeśli tak, to jakie. Zanim zdążyłam podjąć decyzję, pojawiła się kliniczna depresja. Przez rok nie mogłam ruszyć się z łóżka, przez lata potem zmagałam się z depresją, a uratował mnie moment, w którym zaczęłam malować.
A.J.M.: Jak udało Ci się znaleźć to właśnie miejsce do pracy? Jesteś z niego zadowolona?
Z.Sz.: Razem z moją partnerką szukałyśmy większego mieszkania. Zależało mi na tym, żeby miało dodatkowy duży pokój na pracownię. Zawsze chciałam mieć pracownię w domu, mam dużą potrzebę takiej przestrzeni do pracy, która jest dostępna na wyciagnięcie ręki. Kiedy czuję, że chcę malować, chcę móc to robić od razu, bez wychodzenia z domu i mierzenia się z natłokiem bodźców, które wytrącają mnie z konkretnego stanu. Udało nam się znaleźć taką przestrzeń i to właśnie tu czuję się najlepiej w porównaniu do poprzednich pracowni. Nigdy nie miałam tak dużego miejsca do tworzenia, a jest to dla mnie ważne, zarówno w kontekście komfortu psychicznego, jak i wielkości niektórych formatów, nad którymi pracuję.
A.J.M.: Jak często bywasz w pracowni?
Z.Sz.: Codziennie.
A.J.M.: Gdybyś miała dokończyć zdanie: malarstwo to dla mnie…
Z.Sz.: To dla mnie sposób, żeby materializować tę cześć świata, która jest niewidzialna. Od zawsze układam w głowie historie, zarówno w snach, jak i na jawie poruszam się wewnętrznie w bardzo rozbudowanym świecie, który – mimo że nienamacalny – jest dla mnie równie ważny jak ten rzeczywisty. Malarstwo jest też najlepszym narzędziem do poznawania samego siebie – obraz działa dla mnie jak lustro. I w ostatnim etapie jest najbliższą mi formą języka do komunikowania się z innymi ludźmi.
A.J.M.: Jakie emocje towarzyszą Ci podczas malowania?
Z.Sz.: Bardzo różne, choć najczęściej spokój. Podczas malowania wchodzę w stan flow. Kiedy czuję synchronizację pomiędzy mną a obrazem, pojawia się ekscytacja, a kiedy nie mogę znaleźć tego połączenia, czasem pojawia się frustracja.
A.J.M.: Jak wygląda proces powstawania Twoich obrazów? Działasz spontanicznie czy wszystko dokładnie planujesz?
Z.Sz.: Staram się raczej działać spontanicznie, nie mam konkretnie ustalonej rutyny i dbam o to, żeby jej nie mieć. Pozwala mi to zachować świeżość i dziecięcą radość z początku tego procesu. Często, siadając do płótna, kompletnie nie wiem, co przy nim robię i bardzo cenię sobie to uczucie. Oczywiście mam pewne metody, po które sięgam – np. czasem w przypadku dużych formatów robię w Photoshopie projekty ze skrawków szkiców i zdjęć, lubię też na podmalówkę używać kredek. Cały czas staram się szukać jakichś nowych podejść do tego świata i kręci mnie to. Ważną rolę w mojej twórczości odgrywa też miejsce w którym maluje. Oprócz mojej pracowni jest to też pracowania u mojej przyjaciółki nad morzem, czy np. dom rodzinny pod Warszawą w otoczeniu natury. Zmiana miejsca często jest początkiem nowej serii i źródłem nowych bodźców, inspiracji.
A.J.M.: Pracujesz zwykle nad jednym obrazem czy kilkoma równocześnie?
Z.Sz.: Zdecydowanie kilkoma. Z dużą łatwością otwieram nowe prace, lubię być w procesie. Domknięcie stanowi dla mnie większe wyzwanie, więc zazwyczaj raz na rok domykam większą serię prac.
A.J.M.: Co Cię inspiruje?
Z.Sz.: Inspiruje mnie niewidoczny świat, o którym wiemy, że istnieje, ale nie możemy go dotknąć, podskórne uczucia, bardziej subtelne i trudniejsze do wychwycenia niż złość, szczęście czy smutek. Jak wspomniałam wcześniej, mój wewnętrzny zbudowany świat, do którego mam dostęp w śnieniu, również jest dla mnie bezpośrednią inspiracją. To wszystko łączę ze światem natury i tym, jak ona sama zachowuje pewnego rodzaju pewność i spokój, ale też arbitralność wobec dla nas ludzi często skrajnych zjawisk.
A.J.M.: Gdybyś miała możliwość zorganizowania wspólnej wystawy z innym artystą lub artystką, na kogo padłby Twój wybór?
Z.Sz.: Moja pierwsza myśl to Thom Yorke, Björk i moja partnerka Nina.
A.J.M.: Nad czym obecnie pracujesz?
Z.Sz.: Pracuję nad serią obrazów na moją następną wystawę poświęcona seksualności i dużą instalacją, którą robię już od kilku miesięcy. Myślę, że będę robić ją jeszcze około roku. Jest to „koronkowa robota”, plotę z bardzo cienkich drutów ogromną płachtę.
A.J.M.: Ostatnią indywidualną wystawę prezentowałaś w galerii UFO w grudniu ubiegłego roku. Kiedy możemy spodziewać się następnej?
Z.Sz.: Następną solową wystawę planuję na wiosnę przyszłego roku w BWA w Ostrowcu Świętokrzyskim.
A.J.M.: Dziękuję za rozmowę.