pracownia Darii Malickiej
Anna Stankiewicz Małopolski Instytut Kultury w Krakowie Z Darią Malicką rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec A.J.M.: Miejsce, w którym pracujesz, współdzielone jest (...)Z Darią Malicką rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec
A.J.M.: Miejsce, w którym pracujesz, współdzielone jest przez Waszą czwórkę: Ciebie, Grzegorza Layera, Maćka Mraczka i Michała Centkowskiego. Dlaczego zdecydowaliście się na wspólną pracownię?
D.M.: Tę przestrzeń, którą nazywamy Katoloftem, zaprojektował Grzesiek, który jest architektem. To zaadaptowana część strychu miejskiej kamienicy. Zgodnie z założeniami projektu jej część stanowi coworking – miejsce do pracy, w którym w tej chwili jesteśmy, a w drugiej części znajduje się prywatne mieszkanie. Każde z nas pracuje w trochę innej, twórczej dziedzinie, ale połączyła nas przyjaźń, dlatego zdecydowaliśmy o współdzieleniu tej przestrzeni. A konkretniej: Grzesiek jest architektem, Michał dziennikarzem kulturalnym, Maciek projektantem graficznym, a ja projektantką i artystką. Dołączyłam do pracowni w 2019 roku, wyprowadziłam się wtedy z mojej poprzedniej pracowni i szukałam nowego miejsca. Dostałam propozycję od chłopaków, żeby się wprowadzić.
A.J.M.: Trzy osoby artystyczne na niewielkiej przestrzeni – to gotowy scenariusz na thriller a może dramat 😊? Jak udaje Wam się działać w niej bezkonfliktowo?
D.M.: Koegzystujemy tu zupełnie bezkonfliktowo. Wszyscy potrzebujemy do pracy dużo spokoju i rozumiemy wzajemnie swoje potrzeby. Dobrze się też komunikujemy i ustalamy różne kwestie, może to w jakiejś mierze kompetencja zawodowa osób zajmujących się projektowaniem i pisaniem? Poza tym wszyscy się przyjaźnimy i przypuszczam, że dzięki temu potrafimy też być dla siebie wyrozumiali :). Mamy tu bardzo serdeczną atmosferę.
A.J.M.: Czy jesteś zadowolona z pracowni? Jakie są jej zalety, a jakie wady?
D.M.: Niewątpliwą zaletą tej przestrzeni jest to, że nie jest tylko miejscem pracy, spotykamy się tutaj również towarzysko, Grzesiek i Michał organizują różne imprezy taneczne, mamy nawet sprzęt grający, kulę disco i dymiarkę :). Spędzamy tu razem czas wolny i celebrujemy różne okazje. Poza tym pracownia jest zlokalizowana w ścisłym centrum Katowic. Latem wybieramy się na pikniki do Parku Kościuszki, który jest niedaleko, często zdarzają nam się też spontaniczne wypady do miasta. W ładną pogodę możemy wyjść również na dach kamienicy. To miejsce nie ma żadnych wad i znalezienie się w nim skutecznie odwiodło mnie od pomysłu, żeby wyprowadzić się z Katowic. Dzięki temu tu zostałam.
A.J.M.: Opowiedz, jak wygląda Twój typowy dzień pracy…
D.M.: Trudno powiedzieć, organizuję sobie pracę w zależności od projektu, nad którym aktualnie pracuję. Bardziej niż dni wyodrębniłabym dwie fazy, jak to nazywam: wykonawczą – robienie rzeczy – i konceptualną – wymyślanie rzeczy. Kilka dni w tygodniu zajmuje mi też praca dydaktyczna. Faza wykonawcza przebiega właśnie w pracowni – robię tu projekty publikacji, książek, biżuterii, ogarniam też pracę biurową związaną z moją firmą. Nie ukrywam, że oprócz ekscytującej pracy kreatywnej wykonuję też żmudną buchalterię, bez której ta praca kreatywna nie mogłaby się odbyć. Jestem daleka od romantyzowania pracy twórczej – jak każda inna praca jest ona osadzona w późnokapitalistycznych realiach, może prowadzić do wyzysku. Klasa kreatywna jest dodatkowo narażona na szczególnie przebiegły mechanizm samowyzysku. Oczywiście, to bolączki pierwszego świata, ale myślę, że warto o nich mimochodem wspominać. Zostawię jednak teraz ten wątek, żeby precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie. Przejdźmy do fazy konceptualnej, która wymaga ode mnie wyzwolenia się z wykonawczego kieratu, co oczywiście nie jest łatwe, bo robienie rzeczy jest jednak wciągające. Ta faza dotyczy szczególnie moich projektów artystyczno-badawczych. Do wymyślania rzeczy potrzebuję natomiast specyficznej izolacji i samotności – tę pracę wykonuję w odosobnieniu, lubię sobie czasem gdzieś w tym celu wyjechać, najczęściej w ulubione miejsca nad morzem. W sprzyjających, cieplarnianych warunkach, po upływie czasu, kiedy kurz kieratu już opadnie, uruchamia się w końcu to wyczekiwane spekulatywne myślenie, od którego zaczynają się projekty. Czasem myślę, że nie byłoby źle, gdyby na tym etapie również się kończyły. Mam też takie projekty, jak je nazywam szufladowe, zatrzymane w tej fazie. Przeważnie jednak ciekawość i zamiłowanie do materii popycha mnie dalej, do realizacji.
A.J.M.: Można Cię chyba określić jako artystkę „multimedialną”: tworzysz książki artystyczne, instalacje, kolaże, projektujesz biżuterię, która z tych aktywności jest Ci najbliższa?
D.M.: Zdaję sobie sprawę z zewnętrznej potrzeby kategoryzowania działań twórczych, definiowania twórczości poprzez wiodące medium lub temat. Mimo to uważam, że praca w różnych obszarach twórczości pobudza ciekawość i stymuluje poznawczo. Myślę wielowątkowo i to przekłada się na potrzebę różnorodnych działań. Znaczna część mojej pracy polega na projektowaniu i odbywa się środowisku wirtualnym, jednak duże znaczenie w wymyślaniu rzeczy ma też praca manualna, dlatego wykonuję ręcznie dużo prototypów, modeli i kolaży jako wizualnych notatek. Doceniam prostotę i intuicyjność tych narzędzi w wizualizowaniu koncepcji. Zatem wszystkie te obszary twórczości stanowią elementy układanki złożonej z doświadczeń w wymyślaniu i robieniu rzeczy.
A.J.M.: Jak wygląda Twój proces tworzenia?
D.M.: Proces jest dla mnie sam w sobie bardzo istotny, zarówno w moich projektach artystyczno-badawczych, jak w pracy stricte projektowej, która często zakłada współpracę i komunikację. W projektach artystyczno-badawczych posługuję się strategią artistic research, która polega, w dużym skrócie, na wykorzystaniu metod, praktyk i mediów z obszaru sztuki w pracy badawczej. To kreatywna praca badawcza, w której procesie powstają różne realizacje, które możemy interpretować w polu sztuki i designu. Można powiedzieć, że te artefakty stanowią skutek uboczny procesu. Paradoksalnie to one właśnie zwracają uwagę na badane zagadnienie, czynią je widocznym. Kiedy rozpoczynam proces, nie wiem jeszcze, co zrealizuję, dochodzę do tego dopiero w toku zgłębiania zagadnienia, którym się zajmuję. Stąd też różnorodność mediów i sposobów działania, o które pytałaś przed chwilą – sięgam po takie narzędzia twórcze, które są akurat potrzebne.
We współpracach projektowych natomiast dążę do tego, by jak najlepiej rozwinąć komunikację z osobami, z którymi współpracuję, wykorzystując podobne narzędzia jak w przypadku projektów artystycznych: mapy myśli, prototypy, wizualizacje, moodboardy, korzystam też z różnych aplikacji. Z czasem uświadomiłam sobie również, jak ważna w tym procesie jest empatia i otwartość na różnorodność sposobów konceptualizacji i kojarzenia.
A.J.M.: W ostatnich trzech latach udało Ci się zrealizować cztery duże projekty (Hermitage, Correspondentia, W cieniu owocującej nudy i Drugie szczęście). Który z nich stanowił dla Ciebie największe wyzwanie?
D.M.: Z wymienionych chyba tylko Hermitage nazwałabym dużym, długofalowym projektem artystyczno-badawczym, pozostałe określiłabym raczej jako mniejsze realizacje. Projekt ten opowiada, w dużym skrócie, o hipotetycznych przestrzeniach lub miejscach projektowanych i tworzonych na potrzeby spekulatywnego myślenia. Projekt ten realizowałam przez blisko trzy lata, zaczynając od esejów wizualnych tworzonych z wykorzystaniem rzutników tekstu. To pozwoliło mi zbudować intertekstualne konstelacje z archiwalnych materiałów, na podstawie których napisałam teksty. Wykonałam też po drodze kilka obiektów – trójwymiarowych druków makiet i modeli reprezentujących omawiane przestrzenie do myślenia. Finalnie zaprojektowałam książkę podsumowującą te poszukiwania. Na ten projekt otrzymałam stypendium Młoda Polska, dzięki czemu mogłam poświęcić mu więcej czasu. Myślę, że dłuższy czas realizacji działa w przypadku takich projektów na korzyść – koncepcje dojrzewają, a praca badawcza wysyca się.
Pozostałe projekty traktuję jako zalążki – doprowadziłam je do określonych etapów, które podsumowałam w formie publikacji lub instalacji, ale każdy z nich mogłabym jeszcze rozwijać. Wszystkie problematyzują zupełnie abstrakcyjne fenomeny takie jak myślenie, samotność, miłość czy nuda oraz ich reprezentacje w tekstach kultury materialnej.
A.J.M.: Czy mogłabyś opowiedzieć o Twojej wyjątkowej marce jubilerskiej Melancholia, którą stworzyłaś w roku 2014? Kiedy zainteresowałaś się projektowaniem biżuterii na poważnie?
D.M.: Melancholia stanowiła początkowo wątek poboczny w mojej twórczości. Projektowanie i wytwarzanie małych przedmiotów wyniknęło z potrzeby robienia czegoś sensualnego, bez rozległych kontekstów i wzniosłych powodów. Taką drobną twórczość określa się czasem mianem sztuki mniejszej i bardzo mi się to określenie podoba. Biżuteria ma ambiwalentny status, nie jest ani sztuką w znaczeniu konceptualnym, ani designem w znaczeniu utylitarnym, a łączy w sobie coś z obu tych dziedzin. Z czasem jednak projektowanie biżuterii zaczęło mnie interesować także pod kątem projektowania produktu, brandu i storytellingu. Zaczęłam świadomie rozwijać markę i pracować nad jej urynkowieniem. Aktualnie obserwuję, jak rzeczy, które wytwarzam, funkcjonują poza artystyczno-projektową bańką i mierzą się z bezwzględną rzeczywistością wolnorynkową. Taki los czeka większość tekstów kultury materialnej, nie wyłączając dzieł sztuki.
Melancholia to dla mnie także laboratorium technologiczne – w projektowaniu i wytwarzaniu biżuterii wykorzystuję technologie modelowania i druku 3D, co pozwala przekształcić pomysł w projekt, a projekt w materię. Te technologie uzupełniane są przez tradycyjną i rzemieślniczą pracę jubilerską. Interesują mnie właśnie procesy produkcyjne, wdrożeniowe, prowadzące do przekształcenia koncepcji w materialną rzecz.
A.J.M.: Gdybyś miała jednym zdaniem wyrazić, to co dla Ciebie w sztuce jest najważniejsze…
D.M.: Myślę, że dzięki sztuce można cały czas zadawać pytania, podtrzymywać ciekawość świata i otwartość poznawczą.
A.J.M.: Pracujesz także jako wykładowczyni akademicka: uczysz projektowania graficznego na kierunkach Art & Design i Komunikacja wizualna na Uniwersytecie im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Praca dydaktyczna jest niezwykle absorbująca, więc zastanawiam się: jak udaje Ci się połączyć pracę twórczą – wymagającą skupienia, czasem izolacji – z byciem pedagożką na pełnym etacie?
D.M.: Praca w uczelni wyższej na pewno wspiera moją pracę badawczą. Myślę też, że wiele osób łączy praktykę twórczą z pracą dydaktyczną, co na pewno działa ożywczo i może dawać sprzężenie zwrotne ze strony osób studenckich w postaci entuzjazmu i energii. Uważam, że najbardziej obciążającym aspektem etatowej pracy w uczelni wyższej nie jest wcale praca dydaktyczna, tylko piętrząca się, oddelegowana do kadry naukowo-dydaktycznej praca administracyjna. Przytłaczająca ilość papierów, które trzeba wypełniać, żeby po prostu móc spokojnie uczyć i jeszcze realizować projekty badawcze, naprawdę daje popalić. Jest to niestety problem strukturalny we wszystkich państwowych uczelniach, który prowadzi do zmęczenia i wypalenia kadry. Ja też czasem odczuwam zmęczenie, przyznaję się.
Wrócę przy okazji tego pytania do refleksji na temat pracy. Żeby wykonać pracę artystyczną, trzeba najpierw znaleźć środki, czas i miejsce, a potem włożyć w to zadanie wiele wysiłku. Dominuje narracja, że praca artystyczna to jakiś przywilej i dopust boży, a przecież jest to praca, która jak każda inna pochłania zasoby energii, uwagi i czasu. Myślę, że bezpiecznie jest nie ulegać złudzeniom i racjonalnie zarządzać takim czy innym zajęciem. Czasem zrobić mniej, powstrzymać się przed nadproduktywnością i autoeksploatacją. Cały czas się tego uczę, bo mam potrzebę bycia osobą także poza pracą. Mimo że świat zewnętrzny mówi mi, że ta praca właśnie mnie określa, w jakiś sposób tożsamościuje. Nasza rozmowa odbywa się właśnie dlatego, że wykonuję jakąś pracę, o której mogę ciekawie opowiedzieć :).
A.J.M.: Jeśli możesz, opowiedz o swoich planach artystycznych na nadchodzący rok.
D.M.: Aktualnie pracuję nad pewnym projektem artystyczno-badawczym na temat przestrzeni ogrodów zoologicznych. Pewnie zajmie mi to kolejne lata. Chciałabym teraz się na tym skoncentrować. Piszę wnioski, a jakże :). Ale oczywiście obiecuję sobie pracować powoli, z namysłem i nie produkować za dużo :).
A.J.M.: Dziękuję za rozmowę.