pracownia Natalii Bażowskiej
Anna Stankiewicz Małopolski Instytut Kultury w Krakowie Z Natalią Bażowską rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec A.J.M.: Kiedy udało Ci się wygospodarować pierwsze (...)Z Natalią Bażowską rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec
A.J.M.: Kiedy udało Ci się wygospodarować pierwsze miejsce do pracy twórczej?
N.B.: Moje pierwsze miejsce do pracy to był mały pokoik w mieszkaniu, który służył mi przez trzy lata, dopóki nie urodziła się moja córka. Zakładaliśmy, że to będzie pokój dla dziecka, no i mieliśmy świadomość, że unoszące się w domu opary z farb nie są najzdrowsze dla niemowlaka. Dlatego postanowiłam poszukać nowego miejsca do pracy. Znalazłam je w Katowicach, przy ul. Słowackiego, gdzie znajdowało się duże mieszkanie, wynajmowane przez właścicielkę artystom z przeznaczeniem na pracownie. Składało się z czterech pomieszczeń, mnie przypadło jedno z nich, i to była moja pierwsza z „prawdziwego zdarzenia” pracownia poza domem.
A.J.M.: W pewnym momencie zdecydowałaś się jednak poszukać kolejnego miejsca do pracy?
N.B.: Tak, ponieważ podczas tworzenia jestem samotnikiem, lubię tworzyć w ciszy i spokoju, a kiedy maluję, jestem w rodzaju transu, przeszkadza mi nawet rozmowa. Nie mam podzielności uwagi, gdy tworzę, potrzebowałam więc takiego miejsca, gdzie mogłabym się odizolować od otoczenia. Przez krótki czas wynajmowałam więc pracownię od miasta, w centrum Katowic, dopóki nie zaszłam w drugą ciążę, bo wtedy okazało się, że dojazdy do niej, przy dwójce dzieci, stały się kłopotliwe ze względów organizacyjnych i czasowych. Miałam jednak dużo szczęścia, bo trafiłam na mieszkanie, w którym teraz mam pracownię. Mieszkanie przez 50 lat było niezamieszkane przez nikogo. Było zdewastowane, ale dla mnie na pracownię idealne. Do jego zalet należy bliskość do mojego miejsca zamieszkania, bo potrzebuję tylko 10 minut spaceru, by do niego dotrzeć, no i przyjazne otoczenie, czyli Park Kościuszki. Stojąc na balkonie, odnosi się wrażenie, że jest się w środku lasu. Okna z drugiej strony wychodzą wprawdzie na osiedlową uliczkę, ale zasłoniętą przez ogromne drzewo, które mam nadzieję, nigdy nie zostanie wycięte. Jedynym minusem pracowni jest fakt, że znajduje się na czwartym piętrze bez windy, i w wypadku transportu prac na wystawę panowie z firmy transportowej mają wyzwanie.
A.J.M.: Czyli pracownia idealna.
N.B.: W tej chwili jest wystarczająca, ale marzy mi się większa przestrzeń do pracy. Pracuję „falami” – gdy tworzę dany cykl, to równocześnie powstaje kilka obrazów, to jest właśnie ta „fala”, rozmalowywuję wiele płócien na raz, a w tej przestrzeni jest to trudne, żeby je sobie porozstawiać. Ideałem byłoby jedno, ogromne pomieszczenie do pracy. Przydałby się też obszerny magazyn, koniecznie na parterze, bo ostatnio maluję duże płótna, stwarzające wyzwania transportowe.
A.J.M.: Czy masz jakieś rytuały pracowniane?
N.B.: Ja właściwie nie mam rytuałów pracownianych, po prostu któregoś dnia budzę się i wiem, co mam robić; czuję, że muszę iść do pracowni i zacząć działać. Gdy nadchodzi ten nastrój, to właściwie mogłabym przebywać w pracowni non stop, gdyby nie fakt, że poza życiem zawodowym mam też prywatne. Ta fala, nastrój, odczucie czasami trwa miesiąc, czasami pół roku, potem znów jest cisza i wtedy wiem, że jest to czas, jak mówi mój mąż, na „siedzenie i myślenie”. Czekam. Chłonę otoczenie jak gąbka, intuicyjnie kieruje się w stronę rzeczy, które się dzieją w świecie współczesnym, w nauce i nie tylko, otwieram się na różne fascynacje, próbuję je przyswoić i przetworzyć w głowie. Gdy realizowałam projekt „Dzieci ziemi” ten nastrój towarzyszył mi ponad dwa lata, intensywnie pracowałam, później były mniejsze „erupcje”, a obecnie znów czuję, jakbym się na tej fali unosiła, powstaje więc dużo prac.
A.J.M.: Tworzysz trochę jak szamanka.
N.B.: Myślę, że większość twórców tak działa. Mnie na szczęście udaje się nie odpływać w ryzykowne stany, zatracać całkowicie w pracy, dzięki mojej rodzinie.
A.J.M.: Kontynuując temat działań w pracowni, zauważyłam, że tworzysz w specjalnym stroju, zachwycił mnie Twój szlafrok!
N.B.: To jest mój strój roboczy, ale nie ukrywam, że dobrze mi się pracuję, jeśli noszę ubranie, które jest wygodne, a materiał, z którego je zrobiono, jest przyjemny w dotyku. To dla mnie bardzo ważne, co dotyka moje ciało. W życiu codziennym kieruję się przy zakupie ubrań ich składem, czy są ekologiczne, przyjazne dla planety, preferuję ubrania z naturalnych tkanin: wełny, jedwabiu czy bawełny.
A.J.M.: To współgra z Twoimi pracami, w których wartości haptyczne nabierają dużego znaczenia.
N.B.: Praktycznie w każdym cyklu znajdowała się przynajmniej jedna praca, w której dotyk był bardzo ważny. Począwszy od instalacji Rodzisko – z delikatnego, miękkiego materiału, a kończąc na projektach wideo, w których kontakt ze zwierzętami czy roślinami, z którymi je współtworzyłam, był bardzo istotny. Tak było czy to w Lunie, czy Intymności.
A.J.M.: Zauważyłam, czy raczej doświadczyłam, że w pracowni jest też chłodno.
N.B.: Ja jestem zimnolubna. Uwielbiam kąpać się w górskich strumieniach, oceanie. Nic na mnie nie działa tak energetyzująco jak zimna woda. Czuję, że odzyskuję po takiej kąpieli energię, patrzę na wiele kwestii w nowy sposób. Można powiedzieć, że te kąpiele są rytuałem odnowy. W moich pracach temat wody przewija się od kilku lat, a w 2017 roku powstał projekt Tęsknota, który dotyczył naszego powiązania z oceanem – rytm oddechu odpoczywającego, śpiącego człowieka ma ten sam rytm co fale oceanu. W końcu stamtąd pochodzimy.
A.J.M.: Związek z naturą, moim zdaniem, objawia się także w kolorystyce części Twoich obrazów.
N.B.: Mam dużo prac, w których dominantę kolorystyczną stanowi zieleń. Choć przez ostatnie kilka miesięcy odeszłam od tej barwy, to przyznaję, że zieleń była tym kolorem, który mnie szczególnie pociągał, bo to jest kolor najbliższy naturze, najczęściej w niej występujący. Podejrzewam, że podświadomie używałam zieleni, bo według specjalistycznych badań jest też kolorem, w którym potrafimy rozróżnić więcej stopni i niuansów niż w jakiejkolwiek innej barwie. Malując, nie podchodzę jednak do obrazu jak do dzieła naukowego, kieruję się głównie intuicją.
A.J.M.: Interesuje mnie też Twoja metoda tworzenia: pracujesz cyklami (w sumie doliczyłam się dziewięciu), ale nie jest to klasyczna metoda od obrazu do kolejnego. Co mnie zaciekawiło, prace wchodzące w skład jednego cyklu powstają w ciągu kilku lat, no i wykonane są w różnych mediach.
N.B.: To jest tak, że czasami cykle powstają równolegle, ta było z cyklem „Tożsamość” i „Dzieci lasu”, one po prostu się zazębiają. Zwykle następuje kulminacja pewnego cyklu, potem tych prac powstaje coraz mniej i na tej dolnej fali zaczyna już powstawać następny, przychodzą mi do głowy nowe pomysły, do nowego cyklu. W tym momencie, czuję, że wspomniany cykl „Dzieci Ziemi” jest dla mnie zamknięty, podobnie jest z „Tożsamością”, bo powiedziałam w nich wszystko, co chciałam wyrazić, choć nie twierdzę, że nigdy do nich nie wrócę. Dlatego niektóre prace wchodzące w skład cykli dzieli różnica siedmiu czy ośmiu lat.
A.J.M.: Na cykle składają się prace w różnych mediach, więc jak domyślam się, pracujesz konceptualnie, najpierw pojawia się idea, dla której wcielenia poszukujesz najlepszego medium?
N.B.: Dla mnie najbardziej naturalną formą wypowiedzi jest medium malarskie. To potrzeba malowania jest tym impulsem, który najczęściej wygania mnie do pracowni. Zdarza się w niektórych cyklach, że odczuwam potrzebę uruchomienia u odbiorcy innego zmysłu. Zależy mi na pobudzeniu zmysłu węchu czy dotyku, które nie są tak intensywnie używane na co dzień, więc przekazane w ten sposób tematy docierają na zupełnie innej płaszczyźnie. Na przykład w cyklu „Dzieci Ziemi” było pomieszczenie, całkiem zacienione, wyścielone ściółką leśną oraz dźwiękami lasu nocą – w tym dialogiem pomiędzy naukowcami a wilkami, którego wszyscy uczestnicy wyli.
A.J.M.: Przyglądając się Twoim pracom malarskim, instalacjom czy filmom, odnoszę wrażenie, że Twoja sztuka jest w dużym stopniu autobiograficzna.
N.B.: I tak, i nie. Na pewno w fascynacji naturą, która znajduje odzwierciedlenie w twórczości, rolę nie do przecenienia odegrało moje wczesne dzieciństwo. Wychowałam się częściowo w Beskidach, a częściowo w Zakopanem. Mieszkałam wraz z mamą w Beskidzie Żywieckim od końca kwietnia do listopada w domu bez prądu, który był ogrzewany piecem na drewno. Latem często nie było wody w kranie, więc kąpałam się w strumieniu, a wodę do picia trzeba było czerpać ze źródła. Jako dzieciaki byliśmy oswojeni ze śmiercią jako z czymś naturalnym, bo podczas wędrówek po lesie znajdowaliśmy szczątki zwierząt, rozkopane mrowiska, w których grasowały niedźwiedzie. W Beskidach niedźwiedzia udało się spotkać tylko raz, i myślę, że miałam bardzo dużo szczęścia przy naszym nieoczekiwanym spotkaniu. Miesiące zimowe spędzałyśmy natomiast z mamą w Zakopanem, bo zimą nie było możliwości dojazdu do domku w Beskidzie. W górach mieszkałam do siódmego roku życia, bo moja mama musiała wracać na Śląsk do pracy, a mnie czekała szkoła. Dorastanie w górach było naprawdę niezwykłym doświadczeniem.
A.J.M.: Wydaje mi się, że autobiograficzność ujawnia się w Twoich pracach nie tylko ze względu na czerpanie inspiracji z natury. Także ta zwinna, kobieca sylwetka wypełniająca płótna należy do Ciebie?
N.B.: Dużo rzeczy, o których opowiadam w pracach, opiera się na moich doświadczeniach i obserwacjach. Podążam za tym, co mnie pasjonuje, nie za modą.
A.J.M.: To jest bardzo duża pokusa.
N.B.: To prawda. Nie wszystkie moje obrazy są przyjemne, nie boję się poruszać tematów, które są trudne, w jakiś sposób nas uwierają, ale nie unikam tematów, które mają pozytywny przekaz. Mam wrażenie, że sztuka współczesna przez dłuższy czas obawiała się tego, co jest miłe i ładne. Bo może okazać się banalne. Trochę jak malowanie koni.
A.J.M.: No właśnie, a Ty zrobiłaś projekt z koniem?
N.B.: Tak, z moim końskim przyjacielem, Larrym. Mieliśmy wiele pięknych doświadczeń, czasami trudnych sytuacji, więc długa droga za nami. Mój projekt, Zwierciadło Duszy, dotyczy dialogu, jaki można prowadzić z koniem, bazując na mowie ciała. Tytuł jest wzięty z wypowiedzi Bucka Brannamana „twój koń jest zwierciadłem twojej duszy”. Bardzo dużo w tym stwierdzeniu prawdy.
A.J.M.: Opowiedz coś o nim.
N.B.: Larry jest w moim życiu już kilka lat, jest moim ukochanym pieszczochem. W kontaktach z nim staram się wykorzystać wiedzę z behawioryzmu, ale też korzystam z klasycznej wiedzy jeździeckiej. Jak to między przyjaciółmi, zdarzają się między nami spięcia, ale każde spotkanie kończymy, po prostu przytulając się. Konie są niesamowicie czułe i kontaktowe.
A.J.M.: Jak często jesteś u niego?
N.B.: Staram się być co najmniej trzy razy w tygodniu. Szczęśliwie się złożyło, że moje dzieci też bardzo lubią konie.
A.J.M.: Podobnie jak żywioły, także zwierzęta i ich zachowania inspirują Cię do podejmowania aktywności twórczej.
N.B.: Tak, to prawda. Współcześnie bardzo często zapominamy o tym, że tak naprawdę tworzymy jedność z otaczającym nas światem. O tej jedności są moje prace.
A.J.M.: Wspominałaś, że ostatnio głównie wypowiadasz się w malarstwie, chciałabym więc zapytać preferencje techniczne.
N.B.: Maluję głównie olejem, na płótnie, choć ostatnio pojawiła się też deska jako podobrazie. Formaty prac nawiązują do poruszanych tematów. Innych formatów wymagały prace z cyklu Id, opowiadającego o podświadomości, a zupełnie innego prace mówiące o relacji z przestrzenią, chociażby w „Stepowej duszy”.
A.J.M.: Co zmieniły w Twoim życiu nagrody?
N.B.: Myślę, że były bardzo ważne; rozpoczęłam przygodę ze sztuką jako osoba, która miała już za sobą studia medyczne, tak więc nagrody dodatkowo utwierdziły mnie w przekonaniu, że to, co robię, ma sens, że ta może ryzykowna przygoda nie jest tylko moim kaprysem, ale właściwą drogą zawodową, w pewnym stopniu stylem życia, na który świadomie się zdecydowałam. Stypendia i nagrody poza nobilitacją i poklepaniem po ramieniu są też istotnym wsparciem finansowym. Wygrana w Artystycznej Podróży Hestii umożliwiła mi wyjazd na miesiąc do Nowego Jorku i chłoniecie inspiracji z jego tygielka kulturowego.
A.J.M.: Na zakończenie chciałabym Cię zapytać o plany na przyszłość.
N.B.: Pracuję teraz nad cyklem prac dotyczącym dialogu na wielu różnych poziomach. Tyle na razie chciałabym odsłonić. Prace z tego cyklu będę pokazywała w tym roku w galerii Esta w Gliwicach, serdecznie zapraszam.
A.J.M.: Dziękuję za rozmowę.