pracownia Cecylii Malik

Małopolski Instytut Kultury w Krakowie Z Cecylią Malik rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec. A.J.M.: Po co artystce takiej jak (...)

Z Cecylią Malik rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec.

A.J.M.: Po co artystce takiej jak Ty – performerce, aktywistce społecznej, pracującej głównie w terenie – pracownia?

C.M.: Po pierwsze, jeśli zaczynamy od aktywizmu, to organizuję często duże, pięknie wyglądające happeningi. Na przykład Siostry Rzeki – każda ma tablicę z imieniem rzeki (tablicę trzeba wyciąć ze sklejki, wymiar około 40 na 60 cm, mam takich tablic obecnie około 150, i co jakiś czas je przewozimy na happeningi). Albo Modraszek Kolektyw – wszyscy uczestnicy mają skrzydła motyli modraszków (miesiąc temu wycinaliśmy i malowaliśmy około 200 skrzydeł z tektury po pudłach kartonowych). Albo protest przeciwko wycinkom w Puszczy Białowieskiej – malujemy wspólnie 200 tekturowych mandali, kół o średnicy 1,5 metra. Gdzieś to wszystko trzeba przygotować, gdzieś później przechowywać. Bez względu na to, czy malujesz obraz czy transparent, potrzebujesz trochę przestrzeni. Od roku nasze Stowarzyszenie CSW Wiewiórka ma swoją siedzibę w Składzie Solnym, budynku wzniesionym w XVIII wieku, mieszczącym się przy Placu Bohaterów Getta, zarządzanym przez Zarząd Budynków Komunalnych. Budynek obecnie wynajmują artyści na pracownie twórcze i zespoły muzyczne na sale prób. Tam dysponujemy sporą przestrzenią, której część użytkujemy jako własną pracownię (wspólnie z Bartolomeo Koczenaszem), a część traktujemy jako przestrzeń wspólną – gdzie właśnie możemy robić warsztaty i jest miejsce do przygotowań akcji.

Jako artystka, niezależnie czy maluję obraz czy przygotowuję protest, potrzebuję przestrzeni na pracę twórczą, staram się zrobić coś wartościowego i pięknego, z tą różnicą, że jak maluję obraz, pracuję sama, a jak przygotowujemy happening, to współpracuję z grupą ludzi.

A.J.M.: Pracownia, w której obecnie się znajdujemy, to Twoje kolejne miejsce do pracy…

C.M.: Moja poprzednia pracownia była w małej kamieniczce przy ulicy Lwowskiej. Była to kamienica (podobnie jak obecnie Skład Solny), również do wyburzenia, gdzie mieszkanie udostępnił nam znajomy deweloper. Na parterze miał biuro, w sąsiedztwie powstawały bloki projektowane i wznoszone przez jego firmę. Pracownię dzieliłam z Pauliną Karpowicz i Piotrem Szczurem, ale ja tam pracowałam zaledwie kilka miesięcy, bo od marca do września 2016 roku. We wrześniu urodziłam Ignasia i rzeczywiście z dzieckiem przy piersi realizowałam „niepotrzebujący” pracowni projekt Matki Polki na wyrębie. Wcześniej w latach 2014–2016 miałam pracownię w budynku Telpodu na Zabłociu. Budynek też już nie istnieje. Wynajmowało tam przestrzeń bardzo wielu artystów, kiedy Zabłocie przez krótki okres było dzielnicą artystów i rzemieślników, zanim zostało zgentryfikowane i zamienione w dzielnicę apartamentowców. Tam też dzieliłam mały pokój, o powierzchni zaledwie 20 m2, z Pauliną Karpowicz, po prostu dzięki temu było nas stać na wynajęcie pracowni. Oba miejsca były zimne zimą, gorące latem, z toaletą i wodą na korytarzu. W tamtych czasach moja praca malarki (od czasu do czasu) i artystki aktywistki były oddzielone. Od roku 2015 aż do 2018 miejscem, bazą i zapleczem do przygotowań akcji i przede wszystkim Wodnych Mas Krytycznych była willa na Dębnikach, w której duże mieszkanie wynajmowali przyjaciele, między innymi Bartolomeo Koczenasz. To on udzielił przestrzeni Wodnej Masie Krytycznej, którą organizujemy razem z Piotrkiem Dziurdzią, Jakubem Wesołowskim, Gochą Nieciecką i Martyną Niedośpiał. W ogrodzie było miejsce naszej „stoczni”, a w piwnicy magazyn. Na prace z ludźmi czasami udostępniała nam miejsce Spółdzielnia „Ogniwo” czy Bunkier Sztuki, gdy dyrektorem tej instytucji był Piotr Cypryański. Brak odpowiedniej przestrzeni do pracy powodował, że moje obie działalności, happeningowo-aktywistyczna i malarska, były rozdzielone, czego bardzo nie lubię.

Bo choć dość rzadko maluję, ten czas w skupieniu i samotności jest mi niezwykle potrzebny. Kiedyś miałam przez kilka miesięcy pracownię w Lesie Łęgowym nad Wisłą w Krakowie. Malowałam duże płótna o wymiarach 130 na 130 cm, opierając je o pień wierzby, na noc obrazy zawijałam w folię i zostawiałam. Nawet wernisaż zrobiłam w lesie. Ale super było zabrać obrazy do pracowni i w cieple i w spokoju je powykańczać. Malowanie daje mi też czas, kiedy wymyślam kolejne projekty i akcje. Rok temu malowałam cykl małych studiów wody nad Rudawą, koło domu. Studiując światło odbijające się na ruchomej wodzie, wpadłam na pomysł akcji „Moda na rzeki” – czyli kolekcji recyclingowych strojów kąpielowych, ręcznie haftowanych w zaangażowane hasła w obronie rzek. Ale już trwające dwa miesiące warsztaty, podczas których wyhaftowaliśmy około 140 strojów kąpielowych, a udział wzięło jakieś 40 osób, realizowaliśmy w naszej nowej pracowni w Składzie Solnym.

A.J.M.: Okazuje się, że wszystkie swoje pracownie, włączając aktualną w Składzie Solnym, z kimś współdzieliłaś. To łatwe czy trudne doświadczenie? Bo wielu artystów twierdzi, że jest w stanie pracować twórczo tylko w samotności.

C.M.: Hm, czasami jest potrzebna chwila samotności, ale ja tę chwilę często mam po drodze, w lesie, w plenerze, jak szukam motywów do obrazów, jak szkicuję czy wymyślam, to prawda trudno jest wymyślać coś przy kimś, ale jak dzielę z kimś pracownię, to nigdy nie jest tak, że się jest razem non stop, raczej są chwile samotne i chwile wspólne i to jest bardzo miłe, tak sobie z kimś zapalić papierosa czy wypić kawę w przerwie, no i druga osoba też mobilizuje do pracy. Jest też coś takiego, że jak się maluje razem, każdy w innym kącie, a przy okazji rozmawia – to powstaje taki specjalny stan – rozmowy są zupełnie inne, niż gdyby się tylko rozmawiało – rozumiesz, takie rozmowy na zupełnym luzie, jakie towarzyszą wspólnym robótkom ręcznym – nie ma chyba fajniejszej rzeczy. Takie wspólne malowanie czy robienie czegoś innego jest możliwe przy bardziej technicznej części pracy, jak się wykańcza albo przygotowuje podobrazia. A praca koncepcyjna, decydujące momenty – zdecydowanie lepiej być wtedy samemu.

A.J.M.: Jakie zatem wymagania musi spełniać Twoja pracownia? Przestrzenne, lokalowe, mentalne?

C.M.: Po pierwsze, najważniejsze dla mnie jest to, żeby była blisko domu. Jestem matką trójki dzieci. Mam psa. Gotuję, robię zakupy, odprowadzam dzieci do przedszkola. Czasami w ciągu dnia mam na swoją pracę tylko dwie godziny. Niekiedy mam chwilę rano, a potem dopiero wieczorem. Kluczowe, żeby było blisko. Teraz mam tak średnio, na rowerze jadę około 30 minut, czasem dłużej. Po drugie, musi być to pracownia duża – bo potrzebuję przestrzeni na malarstwo, na magazyn, ale też na wspólne działanie z innymi. No i wreszcie, po trzecie, dobrze by było, gdyby jej częścią było podwórko, jakieś miejsce, gdzie mój mąż Piotrek mógłby zbudować mi tratwę Rybę do pływania po Wiśle J.

A.J.M.: Skoro jak mówisz, na pracę masz niewiele czasu, to chyba nie warto pytać Cię o rytuały pracowniane, czynności, które za każdym razem powtarzasz lub bez których nie wyobrażasz sobie działań w pracowni itp.?

C.M.: Ale ja mam rytuały jak każdy! Zdecydowanie muszę mieć muzykę albo radio, albo podcast, bardzo mi to pomaga się skupić i wciągnąć w prace! Bardzo trudno mi pracować bez muzyki, nie mogę się skupić. Lubię też oglądać albumy z reprodukcjami obrazów albo zdjęcia, które są inspiracją.

A.J.M.: Na ścianie Twojej pracowni zauważyłam serię znaków przypominających znaki drogowe: zakaz wprowadzania psów, palenia, jest też przekreślona sylwetka człowieka. Czy są to wytyczne dla chcących odwiedzić Cię w pracowni?

C.M.: A to są obrazy z cyklu „Ikonostas Miasto”, malowałam wtedy obrazy z bardzo różnych małych fragmentów miasta, zaczęło się od okienek piwnicznych na Kazimierzu, które malowałam z natury na ulicach, potem były studzienki, zawory gazu, ogrodzenia, ale też proste znaki. Malowałam je bardzo uważnie. Znalazłam chyba wszystkie istniejące znaki głównego wyłącznika prądu – bardzo mi się podobały, bo miały czerwony płomyk, i w zależności, z którego roku pochodziły, ten płomyk był inny. Te wszystkie obrazy na mojej wystawie w galerii Zderzak były ułożone jak ikony w ikonostasie – znaki głównych wyłączników prądu były dla mnie płomykami świec albo ognistymi językami Ducha Świętego. Tak jak i trupia czaszka z błyskawicą – tu nabierała znaczenia memento mori. Więc znajdywałam symbole uniwersalne w najzwyklejszych fabrycznych elementach ze ścian czy na ulicy. Znaki te nie oznaczają więc, że nie chcę wpuszczać gości, dwunożnych czy czworonożnych, do mojej pracowni…

A.J.M.: W Twojej pracowni dostrzegłam wiele różnych przedmiotów od odpustowych wiatraczków przez rozmaite pudełka, fotografie po fragmenty gałęzi. To rekwizyty potrzebne Ci do martwych natur czy otaczasz się nimi z innego powodu? Lubisz może kolekcjonować, zbierać różne rzeczy?

C.M.: Tak, bardzo potrzebuję rzeczy, rekwizytów, które maluję. Nie wystarczają mi zdjęcia, potrzebuję się czemuś bardzo dokładnie przyglądać, podczas malowania zauważam szczegóły, których normalnie nie widzę, to jest takie oglądanie na nowo – niesamowicie wnikliwe. A te dziwne przedmioty, jak odpustowe wiatraczki, plastikowa godzilla, dziwna gałąź, pochodzą z mojego projektu Raj na ziemi. Pewnego razu weszłam za pustostan na mojej ulicy, 50 metrów od domu i okazało się, że w drewnianej szopie i ogródku wokół para bezdomnych (Artur i Iwona) urządziła sobie barwne królestwo. Wybrałam się tam, bo szukałam pustych szklanych butelek – których potrzebowałam na Wodną Masę Krytyczną. To był 2013 rok, czerwiec. Zapytałam Artura i Iwonę, czy mogę poszukać butelek, oni zapytali, po co mi butelki, ja odpowiedziałam, że w butelkach będą płynąć bilety do kina, Wisłą. Oni na to, że bardzo lubią chodzić do kina. I że za tydzień biorą ślub. A ja na to, że w takim razie przyniosę im bilety do kina jako prezent ślubny. Następnego dnia dostałam zaproszenie na ślub. Potem się okazało, że to było jedyne zaproszenie. Razem z zaprzyjaźnionym operatorem wybraliśmy się na ślub Artura i Iwony. Tak się zaczęła nasza znajomość. Ale oprócz ich beztroskiej miłości i znajomości kina zafascynowało mnie to, że Iwona układała przedziwne kłęby z kwiatów i zabawek. Postanowiłam namalować te kłęby. Zaczęłam też filmować nasze przypadkowe spotkania na ulicy, a później już wiele wspólnych przygód. Zrealizowałam film dokumentalny Raj na ziemi, który miał premierę podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego w 2015 roku. Artur i Iwona byli na premierze i oglądali swój ślub na wielkim ekranie Kina Kijów – wypili też drinka z dyrektorem festiwalu Krzysztofem Gieratem, a ja oprócz filmu namalowałam cykl obrazów z ich ogródka – pokazałam je na wystawie w Galerii Aristoi, gdzie prezentowałam też fotografie i instalację. Tak że wiatraczek, godzilla – przypominają mi tę bardzo intensywną i trudną przygodę, to był bardzo ważny projekt w moim życiu.

A.J.M.: Kontynuujemy naszą rozmowę w czasie „narodowej kwarantanny”, po wybuchu epidemii koronawirusa. Czy jesteś w stanie teraz pracować twórczo? Czy myślisz, że ta sytuacja wpłynie na Twoje przyszłe działania artystyczne? Zainspiruje Cię?

C.M.: Tak, jestem. Mam bardzo mało czasu, bo mój mały synek Ignaś nie chodzi teraz do przedszkola, ale mimo wszystko wieczorami zaczęłam chodzić do pracowni i malować. Wyobraź sobie, że teraz kończę obrazy, które zaczęłam malować w wakacje. Gdyby nie koronawirus, teraz w Składzie Solnym miałabym bardzo dużo pracy jako organizatorka i współkuratorka wystaw: w kwietniu mieliśmy mieć dwie duże grupowe wystawy Sióstr Rzek i grupową wystawę na Krakersa – a tu nagle wszystko odwołane i jest chwila, żeby zająć się sobą. Dla mnie to pierwszy czas spokoju i bez stresu od bardzo dawna – choć jest trudny z innych powodów.

A.J.M.: Dziękuję za rozmowę.

http://www.cecyliamalik.pl/rezerwat/r-pracownia.html

https://przekroj.pl/kultura/365-drzew-i-6-rzek-aleksandra-lipczak?fbclid=IwAR2v6CFeiyiolcYzWjqK9-8MzfAUNo3FX6iX5kMN8NQN5kt-GuwnhY2EdtQ
https://www.vogue.pl/a/cecylia-malik-moda-w-walce-o-rzeki?fbclid=IwAR3QyLjIrXAYAJzS95wPdkVsI4EoxBR6yOAEX8qv1WqGOtShq–AXu9ixrk
https://msl.org.pl/nagroda-im-katarzyny-kobro-2018-dla-cecylii-malik/?fbclid=IwAR2rG7WvQDOWaw72aHICvhjTG3uqK02-wYA6ljspyRC4_0p6K_VCfpmJd5Y
http://miejmiejsce.com/sztuka/wywiad-rzeka-cecylia-malik?fbclid=IwAR3Q8d58LD79FFROCunY61BayfnCfxkNRK8EBnxY7MzRbJeMZHEoCjMrs7Y

https://przekroj.pl/kultura/365-drzew-i-6-rzek-aleksandra-lipczak?fbclid=IwAR2v6CFeiyiolcYzWjqK9-8MzfAUNo3FX6iX5kMN8NQN5kt-GuwnhY2EdtQ

Skip to content